Key P.O.V
Jeszcze
jedno szybkie spojrzenie na zegarek. 7:02. Pora wstawac. Powoli
zsunąłem się z łóżka, cały obolały. Dzisiejszej nocy nie mogę uznac za
udaną. Nie wyspałem się. Poczłapałem do małej łazienki na korytarzu.
Znajdowałem się aktualnie w małym domku znajomych moich rodziców.
Rodziców, których już nigdy nie zobaczę. Moje oczy zwilgotniały. Starłem
pojedynczą łzę kantem dłoni. Muszę byc silny. Właśnie taki mój ojciec
chciał, żebym był. Zapaliłem światło. Jasnośc żarówki mnie oślepiła,
powoli otwarłem oczy i spojrzałem na swoją twarz w lustrze. Pięknie. Po
prostu wspaniale. Wyglądam fenomenalnie! Zaśmiałem się ironicznie do
mojego odbicia w lustrze. Postac po tamtej stronie miała podkrążone
oczy, bladą twarz, na której widniał świeży, czerwony odcisk poduszki.
Wydąłem swoje różowe usta. Dlaczego były aż tak różowe? I miękkie?
Dlaczego jeszcze nikt nie miał do nich dostępu? Nikt nie mógł poczuc ich
smaku? Ach, Kibum, przestań się nad sobą użalac. Kiedyś, w bardzo
dalekiej przyszłości, na pewno znajdziesz miłośc swojego życia. Przecież
w końcu wierzyłem w przeznaczenie. Uśmiechnąłem się do lustra. Mój
sobowtór odwzajemnił ten słaby, ale trochę podnoszący na duchu grymas.
Postanowiłem ubrac się w przylegające do ciała szare rurki i duży
t-shirt z kolorowymi nadrukami. Wziąłem głęboki oddech. Czas na mnie.
Narrator P.O.V
Chłopak
ubrał czerwone trampki, wziął walizkę i wyszedł z domu, cichutko
zamykając za sobą drzwi, nie chciał
przecież obudzić swoich dobroczyńców, którzy przygarnęli go na tę jedną
noc. Jeszcze raz głęboko odetchnął. I jeszcze raz, i znowu. Wyruszył w
drogę. Po kilkunastu minutach doszedł do przystanku autobusowego, z
którego czekał go krótki przejazd busem. Po upływie kwadransa dotarł do
celu swojej podróży. Wysoka, przestronna budowla - internat, miał duże
okna i był koloru jasno pomarańczowego. Budynek szkolny stał kilka
metrów dalej, niebieskie ściany idealnie komponowały się z trawą, która
rosła dosłownie wszędzie. Ogromny, wystawny dziedziniec był pusty.
Key P.O.V
"Cholera"
powiedziałem cicho do siebie. Spojrzałem na zegarek. Jest 7:45. Lekcje
powinny zacząc się o 8, a tutaj ani żywej duszy? Obszedłem cały budynek
dookoła. Okazało się, że jest tutaj nawet park, umiejscowiony na tyłach
internatu. Stałem jak osłupiały dobre 10 minut, aż w końcu zobaczyłem w
oddali jakąś sylwetkę zmierzającą w moją stronę. Ścisnąłem mocniej
uchwyt walizki. Kto to mógł byc, dlaczego miał na sobie garnitur?
Przecież miało nie byc mundurków!? To jakiś uczeń? Zbliżał się w
zawrotnym tempie. Nie wytrzymałem presji i spojrzałem zmieszany na swoje
stopy. W ciągu kilku sekund przed białymi czubkami conversów zobaczyłem
wizytowe, lśniące czarne buty. "Oj niedobrze.."
Mr Junsu P.O.V
Stał
tam, taki biedny, skulony, kurczowo trzymał walizkę, miałem ochotę mu
pomóc, przytulic, pocieszyć. Zwiększyłem tempo. Znałem jego rodziców. W
dzieciństwie mieszkaliśmy na tej samej ulicy. Przyjaźniliśmy się, mama
Kibuma była moją najlepszą przyjaciółką, byliśmy nierozłączni.. później
wyjechałem do innego miasta, kontakt się urwał. Aż tu nagle..
Flashback. ~
"P-pan Junsu?" - usłyszałem zapłakany głos w słuchawce.
"Tak..?" - odpowiedziałem niepewnie.
"To.. to moja córka! Córeczka! Moja jedyna.. Coś się stało.. j-jakiś.. wypadek i.." - głośne szlochanie.
"Ale co się stało? O czym Pani mówi?"
"To Yuri... Yuri i jej mąż Wooyoung.. Zginęli. Z-zginęli!"
Jaka Yuri? O co tej kobiecie chodzi?
"Ehm.. Nie przypominam sobie żadnej Yuri, ani Wooyoung'a. Przykro mi." - chwila ciszy w słuchawce.
"Junnie, dobrze wiesz o czym mówię!" - zdębiałem.
Tylko jedna osoba tak mnie nazywała jak byłem mały. Sama wymyśliła ten nick.. Mama.. mama... MAMA YURI!
"O boże! Nie wierzę! Jak to, co, gdzie? Naprawdę?!" - nerwowo tarmosiłem kabel od telefonu.
Moja
kochana Yuri, więc związała się z jej największym zauroczeniem z czasów
szkolnych! Nic o tym nie wiedziałem.. Co ze mnie za przyjaciel.. Gdybym
tylko mógł jakoś pomóc tym biednym ludziom! Pewnie leżą w szpitalu w
bardzo ciężkim stanie, a ja nic na to.. nie, coś mogę. Odwiedzę ich!
Odnowimy naszą przyjaź..
Mój szaleńczy natłok myśli przerwał grobowy głos w słuchawce - "Nie żyją Junnie. Oboje.. oboje nie żyją."
"........."
"J-junnie?"
"Mhm?" - nic więcej nie zdołałem z siebie wydusic.
"Musisz mi pomóc" - głos kobiety był pełen trwogi, ale brzmiał pewnie. Nie wiem jak to możliwe, ale tak było.
Spotkaliśmy
się kilka dni później. Przyjechałem do matki Yuri, opowiedziała mi ze
szczegółami wszystko, co wiedziała o wypadku. W pewnym momencie nerwowo
spojrzała na zegarek, otarła łzy, wydmuchała nos w chusteczkę i
powiedziała: "Za chwilę go poznasz"
"Kogo?"
- spytałem smutno i z lekkim podenerwowaniem. Chce mnie w takiej
sytuacji zapoznawac z jakimś dzieciakiem urwanym z księżyca, może z domu
dziecka? Adoptowała dziecko? Może Yuri i Wooyoung adoptowali synka?
Byli bezpłodni? Kto to może byc? Jakiś luby od mamy Yuri?! W takim
momencie? Kolejny natłok z każdym momentem coraz bardziej absurdalnych
myśli przerwał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Wstałem z kanapy,
pokój wypełniała niezręczna cisza, byłem ciekawy tego chłopca, a może
mężczyzny.
"Cześc
babciu! Oooo... Dzień Dobry Panu!" - ukłonił mi się nisko. Widziałem
przed sobą pochyloną sylwetkę młodego, 17-letniego chłopaka.Gdy już się
wyprostował, oniemiałem. Te oczy, te różowe usta, kości policzkowe. Skąd
ja to wszystko znałem? Łzy pociekły po moich policzkach.
"Przepraszam..?" - powiedział zdezorientowany. "Zrobiłem coś nie tak?" - szepnął w stronę mamy Yuri.
"Nie
kochanie, wszystko w.." głęboki wdech "..w porządku." - uśmiechnęła się
sztucznie. "Teraz będzie lepiej jeśli pójdziesz do siebie."
"Okeey" - powiedział zdezorientowany, "Zawołaj mnie jak wrócą rodzice! Jestem ciekawy czy nasze zdjęcie wygrało!*" - w podskokach pognał na górę. Szczęśliwy z życia. Do czasu.. Będziemy musieli to wszystko zniszczyć.
"Zawsze byłeś mądry.. Po Twojej minie widzę, że już wszystko wiesz.." - uśmiechnęła się smutno.
Cisza.
"Tak."
- odpowiedziałem zaraz po tym jak matka Yuri otwarła usta. "Przygarnę
go do mojej szkoły, bądź o to spokojna, zapewnię mu wspaniałe
dzieciństwo" Otarłem łzy, które nadal uporczywie spływały po moich
policzkach. "Kiedy masz zamiar powiedzieć mu prawdę? O Twojej chorobie? O
śmierci jego rodziców?"
"Dziś
wieczorem... Mam nadzieję, że.." - głos jej się załamał - "..nie mam
pojęcia jak to przyjmie.. zawsze był takim radosnym dzieckiem, bez
zmartwień.. a tu nagle taki ciężar padnie na jego liche ramionka.." -
rozszlochała się na dobre. "..m-mój mały Kibum.." Kibum, więc tak Yuri
nazwała swojego jedynego syna. Muszę mu pomóc. W takim stopniu w jakim
potrafię. Gdy jego babcia go opuści* zostanie sam na świecie.. Biedne dziecko.. Biedny Kibum...
End of Flashback.
Key P.O.V
Facet,
którego skądś kojarzyłem zaczął mnie przytulac, ściskac i głaskac po
głowie. Lekko, ale stanowczo odsunąłem się od niego. "Wujek Junnie" jak
to przedstawiła mi go babcia. Tutejszy dyrektor.
"Dzień dobry" - skłoniłem się nisko, jak to mam w zwyczaju.
"Witaj, Kibum, witaj w Swoim nowym domu"
-----------------------------------------------------
*Jakie
zdjęcie leżało pod poduszką Kibuma w Chapterze 1? No właśnie. Rodzice
Kibuma wieźli je na na konkurs "Rodzina to skarb. Odkryj go.". Cudem
ocalało w prawie doszczętnie spalonym samochodzie państwa Kim.
*Jego
babcia była chora na raka. Kilka dni po tym wydarzeniu (wyznanie
Kibumowi prawdy o wypadku, śmierci jego rodziców, swojej chorobie)
zmarła.
-----------------------------------------------------
Hej
Kochani! Miało być dłużej i ciekawiej, ale pod koniec Flashbacku wena
mnie opuściła. T_T Koniec taki średni, trochę na siłę, ale damy radę.
Mam cichą nadzieję, że się podobało i że ktokolwiek to czyta, haha. D:
Kilka informacji, które mogą się przydac:
- jeśli zobaczysz taką gwiazdkę '*' w opowiadaniu to oznacza, że dany fragment jest dokładniej opisany/wytłumaczony na końcu
- Chapter > Rozdział
- P.O.V > z angielskiego Point Of View czyli różne/te sane sytuacje, wydarzenia opisywane z różnych perspektyw, przez różne osoby
- Flashback > opisywanie sytuacji, które miały miejsce w przeszłości
- End of Flashback > koniec opisywania danej sytuacji z przeszłości
Nie wiem jakim cudem tutaj nie ma żadnego komentarza. Cóż, przynajmniej mam zaszczyt być pierwszą :P
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobrze napisane i świetnie się czyta. Wszystko jest przejrzyste i przemyślane. Świetne :)
Pozdrawiam ;3
jestem trzynastą obserwatorką ;_; coś się święci, będę mieć pecha ._.
OdpowiedzUsuńprzyłączam się do stwierdzenia koleżanki powyżej - JAKIM CUDEM TU NIE MA KOMENTARZY ?? D:
no nic, czytam dalej :3
~ Miyu <3
Waaa ! Kocham <3 ! Zapowiada się świetnie (znaczy... nie w sensie śmierci.... -,- dobra, nie bierzcie mnie za psychopatkę, bo wiadomo o co mi chodzi !!! :)) . Zabieram się za czytanie następnych rozdziałów. ^^
OdpowiedzUsuń