piątek, 7 lutego 2014

Reklama

Dum dum dum. Niestety ta notka nie jest nowym ff ;c. Ale, ale. Pisząc ją mam na celu zareklamowanie bloga mojej ukochanej Unnie <3 KLIK ♥

Pod tym postem w komentarzach możecie zostawiać linki do swoich blogów. Chętnie coś poczytam, a jeśli mi się baaaaardzo baaaardzo baaardzo spodoba to wrzucę nawet z boku do polecanych ^^ . Kocham was i przepraszam za brak nowych ff ;_;. Postaram się jak najszybciej wrócić do was z czymś nowym. Buźki <3 

WAŻNE!
GŁOSUJCIE NA JONGHYUNA!

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zwieszenie

Z powodu braku weny na jakiekolwiek opowiadanie z SHINee od dość długiego czasu zawieszam bloga. Niestety. Chociaż zastanawia mnie czy wgl ktoś tu coś czyta jeszcze ;_; No nic. W każdym razie. Blog ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA.

EXO yaoi

wtorek, 9 lipca 2013

środa, 3 lipca 2013

Z życia wzięte...

Opowiadanie znajduje się również na naszym blogu z EXO KLIK :3
 Nie mam drugiego rozdziału 2Min'a więc spróbuję zaspokoić wasz yaoicowy głód tym opkiem. Jest to pierwszy rozdział. Mamy nadzieję, że wam się spodoba :3 Zapraszamy do czytania!

Paring: TaeKai (Taemin - SHINee, Kai - EXO-K)

Uwagi: Brak

Taemin - POMARAŃCZOWY (Yumi - ja)
Kai - ZIELONY (Nami - Jjong Bling)

- Taemin. Zapraszam cię do mojego gabinetu. - powiedział manager. Posłusznie podążyłem za nim. Otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
- Usiądź. Wykonałem polecenie i czekałem.
- Musimy poczekać na Kai'a. - powiedział. Na Kai'a? Czy to nie przypadkiem ten chłopak, który świetnie tańczy? Nagle wszedł do pomieszczenia.
- Dzień dobry. - powiedział.
Spojrzał na mnie zimnym spojrzeniem gdy posłałem mu uśmiech. On był dziwny.. Może nie tyle co dziwny ale strasznie chłodny w stosunku do ludzi. Nigdy z nikim nie chciał rozmawiać prócz managerów i choreografów. Byliśmy najlepszymi tancerzami w wytwórni i doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Nie raz zastanawiałem się czemu on taki jest. Czasem wyglądał jakby potrzebował pomocy, ale co ja mogę zrobić? Ledwo go znam.

- Mam dla was obu propozycję. - uśmiechnął się manager.

Rzuciłem przelotne spojrzenie na rudzielca. To był zapewne ten cały Taemin, który PONOĆ ma dorównywać mi w umiejętnościach. Trochę chyba go przeceniają. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda tak, jakby był takim nieporadnym chłopakiem. Widziałem, że chce, żebym przy nim usiadł, ale zamiast tego wolałem oprzeć się o ścianę zachowując jako-taki dystans. Słysząc głos mężczyzny, który razem z nami znajdował się w pomieszczeniu machnąłem grzywką aby odsłoniły mi widok i podniosłem na niego wzrok.

Odwróciłem głowę w jego stronę. Gdy machnął głową ukazały się jego oczy. Były śliczne. Szybko odwróciłem wzrok znów na mężczyznę przede mną.
- A więc chłopcy. Mam dla was taką propozycję iż wystąpicie razem na najbliższym koncercie całej wytwórni. Chodzi mi oczywiście o oprawę taneczną. Wasza dwójka jest najlepsza bez dwóch zdań. Kai podejdź bliżej i przeczytaj kontrakt. - podał nam dwa arkusze papieru. Ciemnowłosy podszedł, chwycił długopis i bez marnowania czasu na czytanie podpisał. Spojrzałem na niego zdziwiony po czym sam szybko przejrzałem kontrakt i również go podpisałem. 
Jong In powtórnie wycofał się pod ścianę, splatając ręce i opierając się jedną nogą. Spuścił głowę w dół.

- Coś jeszcze? - spytał zniecierpliwionym głosem.
- To wszystko. Możecie odejść.
Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Na korytarzu zdążyłem zagadnąć Kai'a.

- Hej Kai! Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało. - powiedziałem z entuzjazmem.
- Tsa. Ja też. - odburknął i odszedł

Skierowałem się w stronę wyjścia z wytwórni. Wcale nie chciałem współpracować z tym dzieciakiem.. Był zbyt żywiołowy i taki szczęśliwy. Moje zupełne przeciwieństwo.Ciekawiło mnie jednak, ile czasu już pracuje w SM. Nie zwykłem interesować się moimi "znajomymi z pracy" i po prostu nie wiedziałem. No ale skoro manager chce naszej współpracy, to wypadało by go trochę poznać. Może zdawałem się być takim, który olewał pracę, obowiązki i inne takie rzeczy, ale jeśli chodzi o czynności, które miały przynieść mi zyski, zawsze angażowałem się jak tylko mogłem. Wielki występ całej wytwórni. Na pewno dostanę za to dużo kasy. Podpisując kontrakt tylko przelotnie go przejrzałem, lecz mignęła mi przed oczami wyraźna suma. Możliwe, że jeśli się postaram dostanę jeszcze więcej pieniędzy. Ruszyłem w stronę budynku, który kiedyś jeszcze nazywałem domem. Czemu teraz go tak nie nazywam? Bo przebywając w nim, nie czuję jakbym był w domu. Nie ma radości, nie ma obojga rodziców, nie ma rodzeństwa, nie ma zapachu obiadu gotowanego przez kochającą mamę. Nie ma nic, co według mnie tworzyło prawdziwy dom. Jedynie pusty budynek codziennie wypełniany zapachem alkoholu i papierosów oraz krzykami kobiety. Kobiety, którą mimo wszystkiego co mi do tej pory zrobiła, kochałem. Mi samemu zdaję się to chore. Z moimi zarobkami w wytwórni mogłem już dawno wynieść się z tego piekła i zamieszkać sam w schludnej, cichej kawalerce. Ale nie mogłem zostawić mojej mamy samej. Wiedziałem, że mimo wszystkich wyzwisk, którymi mnie ciągnęła w dół, potrzebowała mnie. Od czasu, gdy ojciec zostawił ją i mnie dla młodszej kochanki, a raczej po prostu napompowanej silikonem dziwce, mama zaczęła się staczać. Zaczęła wszystkie swoje pieniądze wydawać tylko na papierosy i alkohol. Straciła pracę, a razem z tym nasze jedyne środki utrzymania, pomijając bardzo skromne alimenty, które rok temu ojciec przestał płacić z racji tego, że stałem się pełnoletni. Ja, rozpaczliwie szukając środku dochodu, zdecydowałem się ruszyć na casting do SM Entertainment. Postanowiłem, że jeżeli mam iść do pracy, to chcę robić to co umiem i to co kocham - tańczyć. Przyjęto mnie. Wszystko układało się dobrze. Do pewnego momentu. Z natury, byłem bardzo wrażliwym człowiekiem, którego bardzo łatwo zranić i doprowadzić do ruiny. Pół roku temu, moja matka zaczęła wyładowywać swoją frustrację i złość na mnie. Od tamtej chwili, zawsze gdy pojawiałem się w domu, ona atakowała mnie swoimi zarzutami. Niejednokrotnie płakała, mówiąc, że gdyby nie było mnie, wszystko ułożyłoby się dobrze, wyrzekała się mnie, twierdząc, że nie jestem jej synem, bo zrujnowałem jej życie. Dobrze wiedziałem, że te wszystkie zarzuty tyczyły się jej a nie mnie i gdybym usłyszał to od kogoś innego za pewne nie wziął bym tego do siebie. Ale ona była moją matką. Moją jedyną rodziną. Jedyną osobą na świecie którą kochałem... I wciąż kocham. Wyjąłem klucze do domu. Otworzyłem drzwi. Przekraczając próg pierwszym, znajomym uczuciem który poczułem był ostry zapach tytoniu wypełniający moje nozdrza. Zdjąłem kurtkę i powiesiłem na wieszaku. Po chwili również buty stały na swoim miejscu. Wyszedłem z przedpokoju i ruszyłem do kuchni by jak najszybciej zgarnąć coś do jedzenia. Złapałem butelkę z wodą mineralną i kilka bułeczek po czym ruszyłem w stronę schodów prowadzących do mojego pokoju. Jak mogłem się tego spodziewać, przede mną stanęła moja matka.
- CO TY TU ROBISZ GÓWNIARZU!? Przecież kazałam ci się wynieść! Nie znam cię! Kim ty w ogóle jesteś?
- Mamo, uspokój się. To ja. Jong In. - odparłem spokojnie starając się opanować łzy, które już cisnęły mi się do oczu.
- JAKI JONG IN!? Przecież Jong In, to mój ukochany synek, on nigdy nie zniszczyłby mi życia!
Jej słowa przebiły mnie na wskroś poczułem jak po moich policzkach obficie spływają łzy. Szybko wbiegłem po schodach, wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Rzuciłem rzeczy które miałem w dłoniach na łóżko klęknąłem przy nim i po prostu zacząłem płakać. Nie dałem rady już tego powstrzymać. Słyszałem jak kobieta wali w drzwi i krzyczy coś, czego nie potrafiłem zrozumieć, ponieważ mój szloch zagłuszał jej głos. Sięgnąłem pod łóżko po omacku szukając pożądanego przedmiotu. Wyjąłem małych rozmiarów strzykawkę. Odsłoniłem żyłę na wewnętrznej stronie swojego łokcia i trzęsącymi się rękoma wbiłem igłę w to miejsce. Nie byłem nawet pewien czy trafiłem. I szczerze mnie to nie obchodziło. Ważne że substancja zadziałała i już po chwili odpłynąłem.

Tak bardzo chciałbym go lepiej poznać.. Ruszyłem w tę samą stronę co on i skierowałem się do swojego mieszkania. Spokojna okolica. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zdjąłem wierzchnią odzież i buty i wlazłem do pokoju. Jak by tu się czegoś o nim dowiedzieć.. No myśl Tae, myśl. Stuknąłem się palcem w czoło. Internet przecież istnieje. Wziąłem z lodówki zimne mleko bananowe i rozłożyłem się na kanapie z laptopem na kolanach. Wstukałem adres wytwórni a później odnalazłem w bazie Kai'a. A więc nazywa się Kim Jong In... Skąd mu się wziął ten Kai? Dobra nieważne. Urodził się 14.01.1994.. Ciekawe czego się uczył. No, no nieźle.. Balet, Jazz, Hip-hop, Popping, Locking. Jestem pełen podziwu.. Muszę znaleźć sposób żeby normalnie z nim porozmawiać. Mamy w końcu wspólną pasję jaką jest taniec. Może uda mi się z nim nawiązać kontakt. Rzuciłem przelotne spojrzenie na godzinę. Zdając sobie sprawę, że jest już późno wyłączyłem laptopa i odłożyłem go na szklany stolik. Wlazłem na górę i chwyciłem rzeczy żeby wziąć szybki prysznic. Przebrałem się w piżamę i wskoczyłem pod ciepłą kołdrę a moją głowę wciąż zaprzątał Jong In. Ten chłopak jest naprawdę tajemniczy. Zamknąłem oczy i odpłynąłem w błogą krainę snu.

Otworzyłem oczy. Ujrzałem jedynie ciemność. Zamrugałem kilka razy i na jej miejsce wstąpiły promienie słoneczne rażące moje oczy. Przymrużyłem je i rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w jakiejś ślepej uliczce. Sam pośród koszy na śmieci. Przypomniałem sobie ile razy moja rodzicielka nazywała mnie per "śmieć". Cóż za ironia. Uniosłem dłoń i spojrzałem na nadgarstek na którym znajdował się zegarek. Taa. Znajdował się jeszcze wczoraj. Na całe szczęście wczoraj zostawiłem portfel w pokoju. Sięgnąłem do kieszeni spodni. Wyciągnąłem komórkę, której o dziwo mi nie zwinęli. Czyli trafiłem na jakieś w miarę przyzwoite towarzystwo. Hahahah. Przyzwoite towarzystwo ćpuna. Jak to pięknie brzmi. Na wyświetlaczu telefonu widniała godzina 7:16. Czyli miałem rację. Nie trafiłem dokładnie w żyłę. Jeśli bym trafił to jeszcze przynajmniej z 2 godziny dochodziłbym do siebie. Przypomniałem sobie, że o 9 mam zjawić się w wytwórni. Wstałem, otrzepałem ubrania i wyszedłem z uliczki. Miałem szczęście że nie zaciągnąłem się w dalsze rejony Seulu. Tak jak kiedyś gdy bez kasy wylądowałem na drugim końcu miasta wyglądając jak menel. Taak. Po prostu uskuteczniałem sobie kilkunastogodzinny bardzo przyjemny spacerek żeby lepiej poznać swoje miasto będąc głodnym, spragnionym i dopiero co doszedłszy do siebie po wstrzyknięciu sobie dawki narkotyków. Wracając do zdarzeń teraźniejszych, ruszyłem w stronę mojego domu. Po cichu wszedłem do środka. O tej porze mama jeszcze spała. Wziąłem z mojego pokoju ubrania na dziś i ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby i tak dalej. Ubrałem się, wróciłem do pokoju, zgarnąłem kilka won żeby kupić sobie po drodze coś do jedzenia, wziąłem mały plecaczek do którego spakowałem butelkę wody i bułeczki które wczoraj zostawiłem w pokoju oraz buty, koszulkę i dresy na zmianę. Dopełniłem dzisiejszy ubiór czapką (http://obrazki.elektroda.pl/4569240500_1370809475.jpg) pod którą ukryłem swoje wilgotne włosy, po czym zszedłem na dół. Nałożyłem buty i wyszedłem myśląc o tym, jak zabić czas do pory, kiedy miałem pojawić się w wytwórni.

Obudził mnie dźwięk budzika. Podniosłem się na łokciach i znalazłem hałaśliwe urządzenie. Wcisnąłem guzik żeby wreszcie ucichło. Zegarek wskazywał dokładnie siódmą trzydzieści. Przeciągnąłem się i przeciągle ziewnąłem. Wstałem łapiąc się za kark po czym lekko go rozmasowałem. Wziąłem czystą bieliznę oraz ubrania i skierowałem się w stronę łazienki. Napuściłem ciepłej wody do wanny. Z rozkoszą zanurzyłem.się w niej. Kochałem to uczucie. Idealnie odprężało moje ciało. Umyłem się i sięgnąłem po mój zielony ręcznik. Wytarłem się i założyłem czyste ubrania. Kilkakrotnie machnąłem głową. Zszedłem do kuchni napić się gorącej kawy i zjeść śniadanie. Zrobiłem sobie solidną jajecznicę z bekonem, wiedząc iż dziś czeka mnie dużo pracy. Usiadłem przy stole i zacząłem spożywać posiłek. Po skończeniu pozmywałem i wskoczyłem ponownie do łazienki. Szybko ułożyłem swoje niesforne włosy. Była ósma trzydzieści pięć. Czas leciał szybko. Wróciłem do sypialni i chwyciłem telefon, klucze oraz portfel. Ahh.. Zapomniałem. Wyciągnąłem z szafki luźne ubrania idealne do tańczenia. Przecież nie będę wracał do domu w przepoconych, cuchnących ciuchach.. Szybko to spakowałem i zbiegłem na dół. Założyłem buty i złapałem kurtkę. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w stronę studia. Dzięki Bogu, że mieszkam tak blisko. Odetchnąłem z ulgą widząc duży budynek. Ostatnie kilka metrów przebiegłem. Wszedłem do
środka i skierowałem się w stronę sali treningowej. Byłem sam. Czyli Kai też się spóźni. Nie wiadomo czemu na myśl o nim zrobiło mi się ciepło. Postanowiłem więc przebrać się tutaj.

Szedłem w stronę sali treningowej dokańczając bubble tea, którą kupiłem sobie po drodze. Wyrzuciłem kubeczek do kosza stojącego przy drzwiach i otworzyłem je. Wkroczyłem do pomieszczenia i kogo zobaczyłem? Taemina. W dodatku półnagiego. Moje oczy mimowolnie zlustrowały jego wyrzeźbioną klatkę na co policzki lekko zapiekły z nagłego napływu ciepła. Nie zauważył mnie. To dobrze. Otrząsnąłem się. Uniósł na mnie wzrok.
- Ej. Nie wiem do czego jesteś przyzwyczajony, ale to nie jest jakiś klub striptizerski tylko sala treningowa. - odparłem mierząc go chłodnym spojrzeniem i kpiącym uśmiechem

Odwróciłem się słysząc czyjś głos.
- A to ty Kai. Cześć. Ja się tu tylko przebieram, nie wyobrażaj sobie za wiele. - zaśmiałem się na co odpowiedział mi jego delikatny, lekko zauważalny uśmiech. Szybko założyłem resztę garderoby i ruszyłem w jego kierunku. Gdy stanąłem obok niego poklepałem go po ramieniu.
- Chyba powinniśmy się lepiej poznać. Mam na imię Taemin. - wystawiłem dłoń czekając na jego reakcję. Spojrzał na rękę i obrzucił mnie spojrzeniem pełnym pogardy tak jakby czuł się lepszy.

Wolałem się do niego nie zbliżać. Odwróciłem się mówiąc
- Jakbym nie wiedział. Ty o mnie już pewnie wszystko wiesz, więc nie potrzebuję się przedstawiać. - nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem w stronę przebieralni.

Odszedł. Po prostu sobie poszedł do przebieralni. Zrobiło mi się trochę smutno sam nie wiem dlaczego. Wrócił w bokserce i luźnych spodniach, które w kroku były długie aż do kolan. Wszędzie gdzie go widziałem miał właśnie takie lub podobne spodnie. Oglądałem kilka jego występów i muszę przyznać, że jest świetny. Sam nie czułem się gorszy i postanowiłem mu udowodnić, że myli się biorąc mnie za gorszego od siebie.

- Bawimy się w jakieś pokazy możliwości czy zwykły trening? - spytałem przełamując ciszę. Wsunąłem palce we włosy opadające mi na czoło i odgarnąłem je do tyłu

- A co? Chcesz zabłysnąć przed starszym kolegą? - spytałem zjadliwie.
- Starszym? Serio? Ile ty masz lat? - patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Jestem tylko rok starszy ale dłużej tu pracuję. Zdziwiony? - spojrzałem na Kai'a który stał z roztwartymi ustami.
- Lepiej je zamknij. - zaśmiałem się po czym podszedłem i sam zamknąłem mu usta.

Odtrąciłem jego dłoń jakby mnie poparzyła - A ty lepiej mnie nie dotykaj - powiedziałem cedząc każde słowo. Podszedłem do mojego plecaka i wyjąłem z niego butelkę wody żeby się napić. Nie wiem czemu, ale zawsze gdy byłem zdenerwowany to picie czegoś chłodnego mnie uspokajało. Odłożyłem butelkę. Postanowiłem od tej pory unikać wzroku, jak się okazało, starszego rudzielca.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Co mu jest? Jeszcze nigdy nie spotkałem się z kimś tak wyobcowanym od najmniejszego ludzkiego dotyku. Nagle do.sali wszedł jakiś mężczyzna. Przedstawił się po czym powiedział, że jest naszym choreografem i miło mu nas poznać. Kai nawet do niego nie podszedł. No kto by pomyślał.. Podałem mu dłoń.
- Możemy zaczynać? Nie mam zamiaru spędzić tu całego dnia. - powiedział Kai.
- Tak, tak. Chodźcie tutaj.
Podeszliśmy do wyznaczonego miejsca a facet zaczął uczyć nas kroków.
- Raz i dwa i trzy obrót pięć i sześć przejście. Właśnie tak! Świetnie wam idzie. A teraz Taemin staniesz za Kai'em. O tak. I powtórzcie ten ruch tylko w przeciwne sobie strony. - instruował. Przy wykonywaniu tego ruchu mój wzrok zatrzymał się na śladach na ręce Jong In'a które wyglądały jak ukłucia po igłach. Jedno wydawało się nawet świeże. Nie sądzę żeby on honorowo oddawał krew.. Czyżby on ćpał? Poczułem ból na ramieniu. To Kai próbujący wyrwać mnie z rozmyśleń.

- Żyj. Nie mam zamiaru przebywać tu dłużej niż potrzeba, hyung - ostatnie słowo wypowiedziałem z nieukrywaną kpiną. Od tamtego czasu Taemin dziwnie się na mnie patrzył. Tak jakby miał do mnie jakieś pretensje, nad którymi jednocześnie głęboko się zastanawiał. Nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy więc po prostu nie czekając na niego zacząłem wykonywać ruchy, które pokazał nam choreograf.
- Bardzo dobrze wam idzie. Jak tak dalej pójdzie to za jakiś tydzień będziecie umieli choreografię. Teraz odpocznijcie chwilkę.

Potrząsnąłem głową i skierowałem się w stronę ławki. Usiadłem na niej wciąż myśląc o Kai'u. Spojrzałem na niego a obiektem moich obserwacji była jego ręka. Zauważyłem tam mnóstwo takich śladów. Czyli to jednak prawda.. Ale.. Ciekawi mnie dlaczego on to robi. Muszę to z niego jakoś wydobyć tylko nie wiem jak skoro jest tak zamknięty w sobie...
Chyba mam pewien pomysł. Podniosłem się i ruszyłem w jego kierunku. Usiadłem obok niego.
- Może skoczymy gdzieś po treningu? - spytałem.
- To zabrzmiało jakbyś zapraszał mnie na randkę. - zaśmiał się.
Miał śliczny uśmiech, który ujrzałem pierwszy raz.
- Traktuj to jak chcesz. To jak?

Spojrzałem na niego. Zdawał się być miłą osobą. Miłą, spokojną osobą. Bez żadnych problemów. Mającą kochając rodzinę do której zawsze może się zwrócić. Wzbudził we mnie lekką zazdrość. Zlustrowałem jego twarz. Nie chciałem się do niego zbliżać ale nie jestem masochistą. Skoro mogę odwlec powrót do domu to skorzystam. Już otwierałem usta by mu odpowiedzieć gdy usłyszałem jak mój telefon dzwoni. Wyjąłem telefon. Na wyświetlaczu widniało imię mojego zaufanego dilera. Ruszyłem do przebieralni mrucząc ciche "przepraszam". Zamknąłem za sobą drzwi i odebrałem
- Dzisiaj 17. Tam gdzie zawsze. Nie spóźnij się. Nie jesteś jedynym klientem. - powiedział i rozłączył się. Jak zwykle. W myślach uporządkowałem sobie wszystko. Kończymy o 15:30, a o 17 muszę być na miejscu. Nie mogę zapomnieć. Z powrotem wszedłem do sali. Podszedłem do Taemina.
- Co do twojej wcześniejszej propozycji, zrobię ci tę przyjemność. Zgadzam się.

Nie spodziewałem się, że się zgodzi. Nawet nie obstawiałem takiej odpowiedzi.
- Cieszę się. To skoczymy tuż po treningu. Przebierzemy się i pójdziemy coś zjeść. Ja płacę. - powiedziałem. - Zgoda?
- Taak. Tylko o 17 mam ważne spotkanie na które muszę iść. - odparł.
- Rozumiem. - uśmiechnąłem się do niego ciepło.
- No chłopcy. Wstawajcie. Jeszcze sporo roboty przed wami.
Wstaliśmy gotowi do dalszych ćwiczeń. Kai wydawał się teraz jakiś bardziej zrelaksowany. Nie rozumiem go choć tak bardzo bym chciał. Dochodziła piętnasta trzydzieści. Pożegnaliśmy managera i ruszyliśmy w stronę przebieralni. Zaraz po tym wyszliśmy z budynku żeby skierować się do pobliskiej knajpki.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy wolny stolik z dala od wejścia. Obaj chwyciliśmy menu żeby sprawdzić ofertę. Wybrałem sobie kimchi z kapusty.

Wertowałem menu szukając czegoś na co miałbym jako taką ochotę. Gdy już wybrałem sobie potrawę podszedł do nas kelner pytając o to, co chcielibyśmy zamówić
- Kimchi z kapusty - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Popatrzyliśmy na siebie, Taemin zaśmiał się. Na moją twarz również mimowolnie wstąpił uśmiech.
- Coś do picia? - powtórnie spytał kelner.
-Teraz ty pierwszy mówisz - powiedział Tae wciąż się uśmiechając
- Szklankę wody z cytryną. - powiedziałem
- Ja to samo co kolega - odparł rudzielec

Jeszcze raz spojrzałem w stronę Kai'a. Z uśmiechem na twarzy odwrócił się w moją stronę.
- Cóż za zbieg okoliczności. - zaśmiałem się.
- To było dziwne. - odparł.
- Oj tam zaraz dziwne.
Poczekaliśmy chwilę zanim nadeszło nasze zamówienie. Obaj szybko wszystko zjedliśmy i zadowoleni opadliśmy na krzesła popijając wodę z cytryną. Kai od czasu do czasu zerkał na godzinę. Nagle wstał i oznajmił, że musi już iść. Podziękował i pośpiesznie wyszedł. Postanowiłem go śledzić.

Ruszyłem w stronę umówionego miejsca. Głowa zaczęła mnie boleć a przełyk palić. Wiedziałem że już zaczyna brać mnie głód. To uczucie towarzyszyło mi przez całe nasze spotkanie, lecz teraz czułem jakby z każdą sekundą się nasilało. Nawet nie zauważyłem gdy zacząłem biec nerwowo spoglądając na zegarek. 16:57. Muszę być tam jak najszybciej. Odetchnąłem z ulgą widząc skręt w ciemną uliczkę, której na pierwszy rzut oka trudno było zauważyć. Skręciłem w nią. Zobaczyłem kilku ludzi. W oczy rzuciła mi się blond czupryna dilera. Wyjąłem z plecaka portfel i podbiegłem do niego przeciskając się między innymi osobami.
- Jestem - odparłem patrząc na niego wyczekująco.
- Świetnie. Dzisiaj mam dla ciebie aż 8 dawek. Powinieneś być mi wdzięczny że tyle dla ciebie załatwiam - Powiedział wyciągając plastikowe pudełko z kilkoma strzykawkami.
- Nie gadaj tyle. - Wcisnąłem mu do ręki banknoty i chwytając obiekt cofnąłem się od ludzi na około 4 metry. Oparłem się o ścianę i wyjąłem jedną strzykawkę. Resztę wsadziłem do plecaka. Nie chciałem ich zgubić będąc pod wpływem. Odsłoniłem tą samą żyłę co wczoraj. Tym razem musiałem, chciałem idealnie trafić. Wbiłem ostrą końcówkę igły w skórę i wstrzyknąłem substancję. Trafiłem. Czułem to. Nagle poczułem się tak cudownie rozluźniony. Odetchnąłem z ulgą. Machając się lekko wstałem i ruszyłem w losowo wybraną stronę.



Ruszyłem za nim. W pewnym momencie zaczął biec. Również przyśpieszyłem żeby nie stracić go z oczu. Skręcił w jakąś ciemną uliczkę. Postanowiłem nie zapuszczać się w nią i trzymać z daleka. Poczekałem aż wyjdzie. Po chwili pojawił się z pudełeczkiem. Wyjął z niego strzykawkę, a resztę wrzucił do plecaka. Wbił w rękę. A więc to prawda.. Po chwili ruszył w dalszą drogę. Szedł ślepo, chwiejąc się na nogach. Szybko ruszyłem za nim jednak idąc w takiej odległości aby mnie nie zauważył. Zbliżał się do grupki jakichś dresów. Przechodząc nie chcący uderzył jednego z nich w ramię. Tamten zbulwersowany złapał go za bark i odwrócił.
- Jak łazisz kurwa. - warknął.
- Odpierdol się. - odburknął Kai.
- Już my cię nauczymy kultury. - zarechotał i kiwnął palcem w stronę kolegów. Wszyscy ruszyli w stronę Jong In'a.  Jeden z nich uderzył go z pięści w brzuch co spowodowało, że chłopak skulił się z bólu. Po chwili leżał na ziemi a oni go kopali. Stałem jak idiota nie mogąc mu pomóc. Modliłem się żeby go zostawili i odeszli. W końcu go zostawili. Szybko ruszyłem w stronę leżącego człowieka. Pośpiesznie go podniosłem. Postanowiłem, że zaniosę go do siebie do domu, Przerzuciłem sobie jego rękę przez szyję i ciągnąłem go za sobą. Po drodze wypluł trochę krwi. Dotarliśmy. Przeszukałem jedną ręką kieszeń w celu znalezienia kluczy od domu. gdy je znalazłem otworzyłem drzwi i wprowadziłem go do domu, zamykając za sobą drzwi kopniakiem. Zaniosłem go do swojej sypialni i położyłem na łóżku. Sam zszedłem na dół aby zamknąć drzwi na klucz. Skierowałem  się w stronę kuchni żeby przygotować mu coś do picia gdyby się obudził. Po zrobieniu napoju zaniosłem go do pokoju i postawiłem na szafce nocnej. Nakryłem go kocem żeby nie zmarzł a sam skierowałem się w stronę kanapy w salonie. Ułożyłem się na niej wygodnie i myśląc o kolejnym dniu, zamknąłem oczy odpływając...

Prosimy o komenty! <3

  Spodobało Ci się? Nie spodobało? Zostaw opinię to dla nas ważne!

sobota, 22 czerwca 2013

***

Sama nie wiem czym to nazwać ;_; Ani to opowiadanie ani nic. Takie tam bazgroły z początku mojego "pisarstwa". Jest beznadziejne a mimo to postanowiłam dodać :<

***
Witaj Jonghyun... 
Piszę do Ciebie ponieważ muszę wyrazić gdzieś swoją tęsknotę. Brakuje mi tutaj Twojego dotyku. Smaku Twych warg i widoku Twojej wiecznie uśmiechniętej twarzy. Pisząc ten list płaczę i myślę tylko o Tobie. Chcę już wreszcie wrócić i rzucić Ci się na szyję..  Tęsknie za naszymi wieczorami, gdy rozmawialiśmy do późna. Teraz spędzam czas sam, płacząc cicho. Powinienem wrócić w przyszłym tygodniu. Nie mogę się doczekać.
 Kocham Cię Kibum~

Jonghyun chwycił kartkę i również zaczął pisać.

Kochany Kibummie!
Też za Tobą tęsknię. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Samo czytanie listu od Ciebie było dla mnie szczęściem. Mi również brakuje naszych wspólnych chwil. Nie mogę się doczekać gdy wrócisz i znów wszystko wróci do normy. Cały czas o Tobie myślę. Gdziekolwiek jestem, cokolwiek robię ciągle w głowie jesteś Ty. Jesteś jedyną osobą na świecie, która mnie rozumie. Kocham Cię. Pamiętaj o tym. Czekam niecierpliwie na Twój powrót.

Twój Dinozaur~

***

Tak, tak wiem że to jest bezsensowne i beznadziejne.. Ale.. Coś mnie tknęło żeby wziąć i to dodać. Szczerze? Zastanawiam się czy ktoś wgl czyta tego bloga oprócz Izzy i Sumire, które komentują. Jak widzę komenty to aż chce mi się pisać dalej. Niby tyle czytelników a dam sobie rękę uciąć, że większość z nich tu nawet nie zagląda T^T. Jak zostawicie komenta to mam motywację. Pamiętajcie o tym :c
Aj i jeszcze coś. Jeśli ktoś ma fanpage'a na fejsie i chciałby żebym mu pomogła się wypromować/wybić to piszcie na pw. :3
Kontakt do mnie macie tu. KLIK

środa, 19 czerwca 2013

1. Pierwsze spotkanie.

Na samym wstępie chcę was przeprosić.. Coraz rzadziej udaje mi się wrzucać notki a wszystko przez szkołę.  No cóż. Mam nadzieję, że nadal ktoś tu zagląda i to czyta. Dziś dodaję wam pierwszy rozdział nowego opowiadania. Mam zaplanowane siedem rozdziałów ale nie wiem jak to wyjdzie i czy uda mi się tyle napisać. Pomysłów coraz mniej, czasu też. No trudno. Trzeba wziąć się w garść i żyć dalej, czyż nie? Na końcu notki będzie WAŻNA informacja. Już bez dalszego przedłużania. Zapraszam do czytania.

Opowiadanie dedykowane dla Izzy, która nie mogła się doczekać tego 2Min'a. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
***
 Młody chłopak z płomiennorudą czupryną szedł ulicami miasta. Na nosie zawieszone miał okulary przeciwsłoneczne, a ręce i ramiona szczelnie ukryte pod czarną, skórzaną kurtką. Na nogach miał niezbyt starannie zawiązane buty i czarne wytarte spodnie. W uszach trzymał słuchawki. Dłonie wpakowane do kieszeni. Szedł pogrążony we własnych myślach. Nagle poczuł, że z czymś się zderzył. Zsunął lekko okulary. Jego oczom ukazał się jakiś chłopak, który się schylał. Widocznie coś upuścił. 
- Jak łazi....- urwał, gdy nieznajomy uniósł głowę. Oczy rudzielca rozszerzyły się, a usta mimowolnie opadły w dół. Ujrzał bruneta. Wyraźne rysy twarzy, różowe usta i śliczne oczy. Włosy lekko opadały mu na oczy. Odsunął je ruchem głowy.
- Przepraszam. - powiedział "napastnik"
- Nic się nie stało - odparł z uśmiechem.
- Ja.. zamyśliłem się i cię nie zauważyłem.
- Rozumiem. Nie ma o czym mówić. Mam na imię Minho. - wyciągnął dłoń.
- Jestem Taemin. - podał rękę. - Pomogę ci. 
Rudzielec schylił się i pomógł zbierać rozsypane artykuły.
- Ehh.. Torba pękła... - powiedział zrezygnowany brunet.
- Jeśli pozwolisz to ci pomogę.
- Zrobiłbyś to? Byłoby mi strasznie miło.
- Pewnie. W końcu to moja wina.
Chłopak niezwykle szybko pozbierał pozostałe zakupy.  Brunet spojrzał z niedowierzaniem.
- Może jednak coś od ciebie wezmę? - spytał. - Zabrałeś wszystko. Przecież to ciężkie.
- Wcale nie. Nosiłem o wiele cięższe rzeczy.
- Daj, wezmę coś bo mi głupio. - odparł odbierając część zakupów.
- Jakie ty masz lodowate ręce.. - zdziwił się brunet.
- Taaak. Wieeem. Ja... zawsze tak mam. Ciągle mi zimno. - wymigiwał się Taemin.
- No okeej.. - odpowiedział spoglądając niepewnie. 
Ruszyli. Szli powolnym krokiem rozmawiając i lepiej się poznając. Rozmawiali dopóki nie dotarli na miejsce. Nagle brunet wskazał palcem na dom.
- To tutaj. Może wejdziesz i się czegoś napijesz?
- Nie chcę robić problemu.
- Nie będzie żadnego problemu. Chodź. - pociągnął go za rękę, odsłaniając kawałek skóry, która była niezwykle blada. Chłopak wykrzywił twarz w grymasie i szybko zasłonił ciało . Minho widząc to zapytał:
- Wszystko w porządku?
- Taak. Dzięki..
Stanęli przed drzwiami. Piękne, brązowe. Znajdowała się na nich złota kołatka z głową lwa. Brunet otworszył je i gestem zaprosił do środka. Młody niepewnie przekroczył próg mieszkania. Ukazało mu się cudowne wnętrze. Rubinowe ściany idealnie pasowały do umeblowania pomieszczenia. Kręte schody prowadziły do kolejnych pokoi na górze.
- Mamo! Wróciłem! - krzyknął brunet. - Kupiłem to o co prosiłaś.
Podeszła do nich kobieta o tak samo ciemnych włosach jak rapera.
- Dziękuję ci. A to kto? - spytała patrząc na gościa.
- To Taemin. Zaprosiłem go. Pomógł mi przynieść zakupy.
- Ahh.. Rozumiem - odpowiedziała i obdarzyła chłopców gorącym uśmiechem.
- Chodź na górę. - starszy chciał go znów złapać za rękę, ale rudzielec szybko odsunął dłoń. Ruszyli po schodach w stronę pokoju Minho. Otworzył drzwi i weszli do środka. Młodszy wszedł rozglądając się dookoła.
- Ładnie tu.
- Dzięki. Usiądź, a ja przyniosę coś do picia. - odparł z uśmiechem gospodarz. - Soku czy wody?
- Wodę po proszę.
- Okej, zaraz wrócę.
Gdy opuścił pomieszczenie Tae wstał i podszedł do ogromnego okna. Widok za nim był cudowny. Błękitne niebo spowijały śnieżnobiałe, puszyste jak wata obłoki. Powoli wysunął dłoń. Wystawił ją w słońce. Skóra zalśniła. Wyglądała teraz jakby była pokryta mnóstwem diamentów.
- Skóra zabójcy.. - wyszeptał pod nosem.
- Piękny widok, nieprawdaż? - ten głos wyrwał go z rozmyśleń. Natychmiast cofnął dłoń.
- Tak. Niezwykle.
- Mama wepchnęła mi też ciasto. Jest naprawdę pyszne.
- Miła kobieta.. -zamyślił się Tae.
- Twoja też z pewnością jest miła.
- Raczej była.. - szepnął.
- Słucham?
- Moja mama nieżyje. Ojciec też. - powiedział wlepiając wzrok w mebel stojący przed nim.
- Ja.. przepraszam. - wyjąkał zakłopotany raper.
- Spokojnie. Przyzwyczaiłem się. - odparł beznamiętnie. 
Tancerz wyjął z kieszeni telefon, sprawdzając godzinę.
- Niedługo będę szedł do domu.
- Pozwolisz, że pójdę z tobą?
- Nie musisz, ale skoro chcesz to nie mam nic przeciwko. - uśmiechnął się serdecznie rudzielec ukazując rząd białych zębów. Zeszli na dół. Pożegnali się z gospodynią i wyszli.
- Daleko mieszkasz? - zapytał starszy.
- Kawałek stąd. Chce ci się ze mną iść?
- Czemu nie. Spacer mi się przyda. -  wyszczerzył się.
- Mhm.
Idąc rozmawiali. Słońce chowało się za horyzont. Latarnie powoli zaczęły się zapalać, oświetlając drogę przechodniom. Właśnie mieli wkroczyć na pasy Nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Jechał szybko. Zbyt szybko by brunet zdążył zareagować. Taemin natychmiast popchnął rapera do przodu, pośpieszając do. Mimo tego sam został zahaczony przez owy pojazd. Siła z jaką w niego uderzył była nieprawdopodobna. Chłopak upadł i przeturlał się kilka metrów. Brunet natychmiast do niego podbiegł a wokół zebrała się pokaźna gromadka gapiów.
- Leż spokojnie. Już dzwonię po pogotowie. - powiedział roztrzęsiony brunet.
Rudzielec natychmiast zerwał się na równe nogi.
- Nie dzwoń.
- Potrącił cię samochód! To nie są żarty!
- Nie dzwoń. - powtórzył.
- Ale..
- NIE DZWOŃ. - powiedział twardym głosem wpatrując się w oczy bruneta.
- No okeej.. - poddał się. - Ale jeśli coś ci się stanie?
- Nic mi nie będzie. Nie przejmuj się mną.
- Czuję dziwne przeczucie, że jednak powiniennem.
- Zobaczysz, wszystko będzie okej.
- Mam taką nadzieję.
Przedarli się przez tłum, który w mgnieniu oka się rozszedł. Taemin spojrzał na Minho i uśmiechnął się.
- Nic cię nie boli? - spytał niedowierzając.
- Trochę obolały jestem. Nic więcej. - skłamał.
- Może jednak pójdziemy do tego szpitala?
- Mówiłem już, że nie.
- Dam ci swój numer. Jakby coś się działo to masz obowiązkowo zadzwonić.
- Dobrze. - uśmiechnął się.
Rudzielec poczuł suchość w gardle i silne ukłucie w żołądku. Zgłodniał.
- Wracaj do domu. Sam dojdę dalej.
- Nie pozwolę ci. - upierał się Min.
- Idź. Proszę cię. Jutro zadzwonię. Obiecuję.
- Na pewno?
- Tak. Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość. - pomachał mu na pożegnanie.
- Tylko uważaj na siebie.
Chłopak zniknął w błyskawicznym tempie. Pobiegł do pobliskiego lasu na skraju miasta. Był głodny. Nie chciał zrobić krzywdy temu człowiekowi. Wystawił kły, które zawsze są ukryte. Jego oczy przybrały barwę krwi. Wyglądał cudownie, ale i zarazem przerażająco. Wyostrzone zmysły pozwoliły mu usłyszeć zwierzynę w oddali. Ruszył. Biegł z nieprawdopodobną prędkością. Zaczaił się na to bezbronne zwierzę. Wyskoczył z ukrycia. Rzucił się w stronę sarny powalając ją jednym ruchem na ziemię. Natychmiast zatopił w niej kły. Gdy zaspokoił głód wstał. W kąciku jego ust były widoczne ślady krwi. Wytarł ją wierzchem dłoni po czym zlizał. Wyszedł z lasu. Ukrył kły a jego oczy znów zmieniły kolor na normalny. Wpakował ręce do kieszeni jak gdyby nigdy nic i ruszył w stronę domu. Przekręcił klucz w zamku i nacisnął klamkę. Zatrzasnął za sobą drzwi i ponownie je przekręcił. Zdjął buty i kurtkę. Rzucił się na łóżko.
- Ehh.. Nienawidzę swojego życia. Nienawidzę siebie. - powiedział wlepiając wzrok w sufit.

*** 
Mam nadzieję, że to jakoś wyszło i ktoś mi zostawi komenta. A teraz ta ważna informacja. Zawieszam bloga do odwołania. Mam zbyt dużo spraw na głowie. Nie mam czasu na dodawanie notek. Postaram się poukładać wszystko w czasie tygodnia, ale nie wiem czy mi się to uda. Drugi rozdział mam zaczęty ale utknęłam na początku i kompletnie nie mam pomysłu. Liczę na wasze szczere opinie i komentarze pod tym postem.